Masłą The Body Shop uwielbiam (co zapewne już wiecie). Każdy zapach kupowany w ciemno był strzałem w 10. Niestety, żurawinowe masło nie przypadło mi do gustu. A dlaczego? Zapraszam do przeczytania recenzji.
Masło zamknięte jest w typowym dla firmy słoiczku. Opakowanie solidnie wykonane, bardzo wygodne. Konsystencja taka jaką lubię, gęsta. Masło dobrze się wchłania i nawilża ciało.
Niestety, minusem jest zapach... Masło dla mnie (i nie tylko) śmierdzi zwietrzałym piwem... Mój Kamil nawet zapytał się, dlaczego śmierdzę browarem, na co ja pokazałam mu masełko. Stwierdziliśmy, że strach się nim smarować przed pójściem do pracy. I tak oto służy jak krem do stóp, w tej roli sprawdza się znakomicie! Piętki gładkie, ładnie nawilżone.
Masło pochodzi z edycji świątecznej, ale pewnie niedobitki można jeszcze gdzieś spotkać. Może trafiłam na jakiś felerny egzemplarz. Niestety, więcej na żurawinkę się nie skuszę :)
Podsumowując:
+ konsystencja
+ nawilżenie
- zapach
Miałyście kosmetyki ze świątecznej edycji The Body Shop?
Jak się u Was sprawdziły?
Całuję