13 listopada 2014

Recenzja - Pink Floyd - The Endless River


Zastanawiałam się czy warto o tym pisać. Zastanawiałam się czy w ogóle jest sens poruszać temat muzyczny na blogu, skoro w większości tyczy się on kosmetyków. Czy ktokolwiek zaufa mi na tyle aby posłuchać muzyki, której sama słucham? Wszak nie jestem żadnym muzycznym guru. Czy będę na tyle obiektywna aby przedstawić dobre i złe strony albumów? To się okaże. 

Może zacznę od kwestii dlaczego Pink Floyd. To zespół, którego muzyka jest ze mną od bardzo dawna. Miałam chyba 13 lat kiedy zakochałam się i przepadłam. Chyba żadnemu zespołowi nie byłam tak wierna jak im. Na ścianie wisiał winyl The Wall, a na tablicy korkowej miałam przyczepione zdjęcia Davida Gilmoura, mojej muzycznej inspiracji i gitarowego guru. Marzyłam żeby grać jak on. Może jeszcze kiedyś uda mi się zagrać solówkę z Comfortably Numb. Na to nigdy nie jest za późno :)


Źródło: google.com

Pierwsze doniesienia o nowej płycie Pink Floyd uważałam za plotkę. Wydawało mi się nie realne usłyszeć ich nowy materiał. Kolejne doniesienia wskazywały na materiał odrzucony podczas nagrywania The Division Bell. Ku zdziwieniu haterów nie jest to żaden odrzut. Zawartość nowej płyty została w większości napisana przez Davida Gilmoura, Nicka Masona i nieżyjącego Richarda Wrighta podczas pracy nad ich ostatnim albumem wydanym w roku 1994 oraz nad nieukończonym albumem Wrighta. David i Nick dopisali do nich jedynie partie gitary i perkusji.

Pink Floyd wraca po 20 latach. Z hołdem dla zmarłego w 2008 roku klawiszowca zespołu - Richarda Wrighta. I według mnie jest to hołd idealny. The Endless River zawiera 18 utworów i prawie w całości jest płytą instrumentalną (tylko ostatni utwór zawiera wokal). Nie mniej dla niektórych płyta może być rozczarowaniem. Nie znajdziemy na nich kawałków rodem ze starszych płyt. To muzyka potrzebująca skupienia. Początkowo każdy kawałek może wydawać się taki sam, może wiać nudą. Jednak im bardziej wsłuchamy się w The Endless River, tym bardziej płyta staje się bardziej przystępna. Album trzeba traktować jako całość, jednak według mnie na szczególną uwagę zasługują kawałki Things Left Unsaid oraz Anisina. Ostatni utwór Louder Than Words zaśpiewany przez Davida ma w sobie ducha starych Floydów. Sami posłuchajcie:



Dla mnie jest to płyta bardzo dobra, cieszę się ogromnie, że została wydana. Dla osób spodziewających się kolejnego albumu The Wall czy The Dark Side of the Moon płyta może okazać się słaba. Nowe i ostatnie dziecko Pink Floydów zawiera wiele klimatycznych kawałków idealnie nadających się na relaks po ciężkim dniu. Jest nastrojowo, od początku do końca. Jeśli masz wątpliwości to poprostu daj czas temu albumowi. Zamknij oczy i poddaj się mu. Przepadniesz. I nie szukaj na siłę w sobie "hejtu". Piękny hołd i piękne pożegnanie z fanami.



Znacie twórczość Pink Floyd? 
Co o niej myślicie?
Chcecie żeby pojawiało się więcej recenzji płyt?

5 komentarzy:

  1. nie znam twórczości tego zespołu. Za to mój mąż zna połowę z niej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam kilka piosenek Pink Floyd, lubię ten zespół, chociaż wielką fanką nie jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam biografię, zespól znam i lubię :) Dla samej frajdy z czytania ją kupię :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że odwiedziłaś mojego bloga. Jeśli zostawisz komentarz będzie mi bardzo miło :)